niedziela, 28 czerwca 2015

18. Zguba


- Jeżeli możesz, to skocz po butelkę wody niegazowanej dla mnie. - Powiedziałam zmęczona w stronę mojego sekretarza, Nicholasa.
- Oczywiście, proszę Pani.
     Przytaknął i opuścił konferencyjną.
     O Boże, już trzecia godzinę meczę sie z tymi debilami. Jestem wykończona. Do tego wszystkiego dochodzą hormony przed miesiączką. Zwariuje.
     Chciałabym być teraz z Leonem, ponownie w Paryżu. Tak świetnie się tam bawiliśmy. Niestety wszystko dobre, co się dobrze kończy.  Jestem teraz w Los Angeles, w swojej firmie i rozmawiam ze współpracownikami. Którzy wprowadzają mnie w stan wnerwienia. Na sam ich widok dostaję szału. Nie wiem co ze mną jest.


środa, 24 czerwca 2015

17. Moja

   

      Kolejną kartkę z podpisem w prawym rogu odłożyłam na kupę kartek po mojej lewej. Byłam już wykończona. Obiecałam sobie, że odpocznę w Paryżu, a tymczasem co? Wolne chwile spędzam na podpisywaniu dokumentów. Z tego względu nienawidzę swojej pracy. Wszystko jest super, tylko nie to. Mój ukochany przyleciał za mną, a ja zamiast spędzać czas z nim pieprzę się z papierami już trzecią godzinę! Wspaniale. Wprost cudownie. Mogłabym wymieniać o wiele więcej. Jednakże muszę się skupić na pracy. Nie mam an to jak największej ochoty.
-  Viola!
     Podniosłam głowę i cicho westchnęłam. Obudził się. Co ja mam zrobić?
- Jestem w gabinecie. - Odkrzyknęłam.
- Idę.
     No i nici z pracy. Że też musiał już wstać. No trudno, może zrozumie to, że muszę popracować.


wtorek, 16 czerwca 2015

16. Paryż

 

     Tuż po obudzeniu się następnego dnia, od razu wstałam z łóżka. Narzuciłam na siebie koszulkę Leona i opuściłam sypialnie. Nie miałam zamiaru czekać, aż ten dupek się obudzi. Po ostatniej nocy jestem na niego mega wkurzona. Przegiął, totalnie przegiął.
     Te kajdanki... Dlaczego? Za co? Sama chciałabym się dowiedzieć. Nadgarstki bolą mnie cholernie.
Weszłam do łazienki. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Nagle przykuło coś moją uwagę. Fioletowe koła na moich rękach. O cholera. Siniaki....
     Co on mi zrobił? Pieprzony Verdas! Zabiję go!  Nie dożyje wiosny!
     Wściekła zacisnęłam dłonie w pięści.
     Jak ja się pokaże w pracy? Moi pracownicy zauważą to, te okropne ślady.  I, zapewne powiadomią odpowiednie organy. Nie, nie i jeszcze raz nie. Musze je jakoś ukryć. Pytanie tylko jak? Bransoletki, zegarki? Co ja pierdzielę, nie nosze zegarków! Zostają mi tylko bransoletki.
- Cholera.
     Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół po schodach.  Udałam się do kuchni. Napełniłam szklankę wodą mineralną.  Cicho westchnęłam. Wzięłam ją do reki i upiłam kilka łyków. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł szatyn.
     Kurwa! Odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Dzień dobry. - Ziewnął.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam ciszej.
- Jak się spało?
     Jak się spało? Dzięki za twoją troskę.
- Normalnie.
- Coś Ty taka, dziwna?
- Jestem normalna.
- Nie.
      Skrzyżowałam szybko ręce na piersiach, dzięki czemu ukryłam ślady.
- Dlaczego uciekłaś z łózka?
     No pięknie, teraz zacznie zadawać mi jakieś bezsensowne pytania.
- Musiałam się załatwić. - Skłamałam.
- Dlatego jesteś w kuchni.
- Wcześniej byłam w łazience.
- Powinnaś wrócić do łóżka. Mam wobec Ciebie plany na najbliższe kilka godzin.
     No nie! Tylko nie to! Nie wystarcza mu już wczorajsza zabawa!
- Przepraszam, ale nie mogę. Mam prace.
- W sobotę?
Przytaknęłam.
- Nie puszczę Cię.
- Masz problem. W poniedziałek wylatuję, musze załatwić jeszcze pare rzeczy. Nie mam czasu na pieprzenie się.
- Lecę z Tobą.
- Nie będę miała dla ciebie czasu.
- Chodzę wszędzie za Tobą,
     Nie!
- Nie przyjmuję odmowy.
- Chcę od ciebie odpocząć. - Szepnęłam nagle.
- Słucham?
- Coś Ty kurwa powiedziała?!
     Pięknie. Będzie lanie. I to porządne. Boję się.
- Taka jest prawda. - Szepnęłam i zrobiłam krok do tyłu.
- Co ja Ci zrobiłem?
     Wszystko. Co mam powiedzieć? Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie nic nie mówienie.
- Odpowiedz.
     Cisza.
- Mów.
     Wyszłam z kuchni, pozostawiając go bez odpowiedzi.
- Kurwa, Castillo!
     Co mam zrobić? Pokazać mu siniaki? To i tak nic nie da.
- Violetta...
     No nie.
- Powiedz co się dzieje, do cholery.
- Nic się nie dzieje. Zostaw mnie.
- Widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu zostaw mnie. Mam mnóstwo pracy i spraw do załatwienia.
- Viola.
      Nie odpowiedziałam.
- Proszę.
- Zostaw mnie.
- Powiedz co się dzieje.
     Zatrzymałam się. Obróciłam się w jego stronę.
- Chcę od ciebie odpocząć. To wszystko.
- Dlaczego?
- Bo jestem zmęczona.
- Czym?
- Tobą. - Szepnęłam.
- Mną?
     Przytaknęłam lekko.  Mam mu powiedzieć, że mam dość uprawiania seksu? Wspomnieć o kajdankach? O tym bólu, jaki zadał mi wczoraj? Tyle pytań, a brak jakiekolwiek posunięcia w tej sprawie.
- Zróbmy sobie przerwę.
- Kochanie. - Przerwałam mu.
- Nie, nie kochanie. Wczoraj podczas kolacji poznałam zupełnie innego Leona Verdasa. Takiego, jakiego chciałabym znać przez wiele lat. Nie wiem co się z tobą dzieje, jesteś inny w domu, w łóżku, w pracy, przy rodzicach... - Machnęłam ręką, zapominając o swoich fioletowych śladach. - Kim ty jesteś? Jaki jest prawdziwy Leon Verdas? Odpowiesz mi?
- Skąd Ty masz te ślady? - Ominął moje pytania.
- Nie twoja sprawa. - Szepnęłam i szybko skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Moja wina, prawda?
     Cholera, domyślił się.
- Kajdanki. - Szepnął.
     Pięknie. Już wie. Wzrok skupiłam na podłodze. Nie chciałam, aby to tak wszystko wyszło.
Spojrzałam na niego.
- Jaki jest prawdziwy Leon Verdas? - Spytałam szeptem.
- A jaki byłem przy rodzicach?
- Normalny, miły, romantyczny... Taki jaki powinien być prawdziwy mężczyzna.
- I tak jestem. - Przeczesał włosy ręką.
       Jakoś tego po tobie nie widać.
- Czasem może i tak nie jestem.
     Czasem? Chyba zawsze.
- Według mnie powinniśmy sobie zrobić przerwę. - Powiedziałam z bólem. To trudne, ale taka jest prawda.
- Nie, nie możemy.
- Możemy. Wszystko możemy, wystarczy tylko chcieć.
- Gdy ja tego nie chcę.
- Nie rozumiesz, że mam delegację i wylatuje w poniedziałek? Nie będę miała czasu na ciebie.
- Będziesz mieć.
      Pokręciłam przecząco głową. Czy on nie potrafi tego pojąć? Miałam go za mądrego człowieka.
- Muszę od ciebie odejść. - Powiedziałam cicho.
- Nie, nie pozwolę Ci na to.
     Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam ochoty dłużej tego słuchać. Wyszłam po schodach do góry.
- Przemyśl to!
      Już przemyślałam.


     Paryż. Miasto miłości. A, brak mi drugiej połówki. Szczerze? Nie sądziłam, że to wszystko tak się potoczy. Jeszcze w Los Angeles byłam uprawniona, że dobrze robię, tym czasem jest zupełnie inaczej... Tęsknię za nim, myślę praktycznie w każdej wolnej chwili.
      Brakuje mi go. Brakuje m jego cholernych ciepłych ramion, które mnie zawsze otulały. Po prostu mi go brakuje. Jestem już tutaj drugi dzień bez niego. Bez jego pocałunków na dobranoc.
To takie trudne. Nie rozumiem tego fenomenu. Czyżbym naprawdę go kochała?
Mężczyznę, który sprowadził na moje życie falę kłopotów? Co z tego, że codziennie piszemy maile? To nie pomaga. Nie widzę go.
     Upiłam łyk wody mineralnej i spojrzałam na swoją najlepszą przyjaciółkę. Tak, Ludmiła jest tutaj ze mną z powodu Fashion Week'u. Mimo, że fizycznie jest ze mną. Jej dusza jest daleka ode mnie. '
     Praktycznie przez cały czas do kogoś pisze. Ja rozumiem, że rozstanie z Federico jest dla niej bolesne, no ale bez przesady!
     Czy ja w jej towarzystwie odpisuję na sms'y? Nie!
- Lu, odłóż ten telefon. - Poprosiłam ją.
- Nie-e.
- Ja wiem, że to rozstanie z Federico jest dla ciebie bolesne, ale bez przesady. Poświęć mi choć chwile.
- Viola, ja nie pisze z Fede.
- To z kim?
- Z mamą.
- A. To wszystko wyjaśnia.
     Uśmiechnęła się w moim kierunku.
- Pozdrów ją ode mnie.
Pokiwała głową.
Cicho westchnęłam i spojrzałam na szklankę. No to jestem zdana na siebie.
- O już jest! - Pisnęła.
- Co? Kto? - Spytałam zdezorientowana.
- Witam, Panie.
- Chcesz coś do picia? Bo ja raczej nie.
- Whisky, poproszę.
- Masz jeszcze dzisiaj pokaz a chcesz whisky
-Bywa.
     Zaśmiałam się cicho. Ona i jej dziwactwa. Barman posłusznie podał jej Whisky.
- Dziękuję.
      Uśmiechnął się lekko w jej stronę. I nagle poczułam uczucie, które zawsze towarzyszy mi przy Leonie. Dałabym wszystko, aby być teraz z nim.
     Pod wpływem jakiegoś dziwnego instynktu, obróciłam się. Zamarłam. Czy to prawda?
      On tu jest! Spojrzałam na Ludmiłę. Jednak jej nie było. Ona o wszystkim wiedziała? Sprytna Ferro.
     Dziękuję jej za to. Podszedł do mnie. Usiadł na stołku, który wcześniej zajmowała Ludmiła.
- Co ty tutaj robisz? - Spytałam z podnieceniem w głosie.
- Tęskniłem. - To słowo, którego oczekiwałam.
- Ja też. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i upiłam łyk wody.
- Tylko tyle? - Zaśmiał się. - Myślałam, że rzucisz mi się w ramiona. Dla Ciebie przeleciałem pół świata.
- Wiesz, nie wiem, czy mogę się do ciebie przytulać.
- Dlaczego nie?
     Wzruszyłam ramionami.
- W kontrakcie nic nie ma o przytulaniu.
- Możesz to robić. - Zaśmiał się w moim kierunku. - Możesz robić ze mną co chcesz.
- Trzeba było tak od razu. - Wstałam i podeszłam do niego. Wtuliłam się w ten dobrze mi znany umięśniony tors.
     Verdas objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak za Tobą tęskniłem.
To bardzo miło z jego strony, że tak mówi.
- Ja za tobą też. - Odsunęłam się lekko od niego, aby spojrzeć z bliska na jego twarz.
- Nie mogłem siedzieć tak bezczynie w LA, gdy moja ukochana jest w mieście miłości beze mnie.
- Ukochana? - Szepnęłam.
     Pokiwał głową.
      Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym przybliżyłam do niego i złączyłam nasze wargi w pocałunku. Mój pocałunek został odwzajemniony przez niego. Ucieszyło mnie to. Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Może naprawdę się zmienił? Dla mnie?
Po oderwaniu pogłaskała  go po policzku.
      Uśmiechnęłam się do niego lekko.
Jest taki cudowny.
I tylko mój.
- Dziękuję, że przeleciałeś tutaj. To wiele dla mnie znaczy.
- Przyjemność po mojej stronie.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na swoim poprzednim miejscu.
- Może pójdziemy na kolację? - Zapytał z tym swoim słynnym uśmiechem a'la gwiazda rock'a. -   Kolacja we dwoje.
- Czyli randka? - Spytałam dla pewności.
- Tak, taka jakby randka.
- Niech ci będzie. Tak bardzo za tobą tęskniłam, że jest mi to obojętne. Randka, nie randka... Liczy się twoja obecność.
- Dziękuję. - Posłał mi całusa.
     Zawołał barmana i zapłacił za moją butelkę wody. żeby nie było, robię okienko cytatów przeznaczone Ten mężczyzna jest cudowny.
     Zaprosił mnie na randkę, która nie jest randką. To ciekawe. Nie wiem czego oczekiwać.
- Gdzie będziesz nocować?
- Miałem nadzieję, że mnie przegarniesz.
- To bardzo dobrze. Mam cholernie duże łóżko w apartamencie, teraz będę miała się z kim dzielić.    
     Przystaną na chwilę, aby mnie pocałować. Oj kochanie, możesz to robić całymi dniami. Nocami też nie pogardzę!
- Gdzie masz bagaże?
- Już są w Twoim pokoju, kochanie.
      Kochanie. To tak pięknie brzmi w jego wykonaniu. Tylko jest jedna rzecz, która mnie niepokoi. Nie jesteśmy parą. To i tak pewnie same marzenia.
- To dobrze. Idziemy?
- Wieża Eiffla najpierw, dobrze?
     Przytaknęłam. Wsiedliśmy do auta Leona, które prowadził jego szofer - Tom. Następnie zaczęliśmy jechać.
     Siedząc mu na kolanach czułam się jak prawdziwa księżniczka. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Od czasu do czasu śmialiśmy się i całowaliśmy. Kto by pomyślał, że ten człowiek jest takim romantykiem? Uwielbiam takiego Leona Verdasa. Z takim mogłabym stworzyć rodzinę.
- Jesteś niesamowity. - Powiedziałam nagle z delikatnym uśmiechem.
-Ale to Ty jesteś moją muzą. - Objął mnie jeszcze mocniej.
     Zostań moim mężem! Nawet bez znajomości mojej rodziny!
- Na pewno nie masz dużo pracy? Bede miała sobie za złe, że siedzisz tutaj ze mną zamiast w LA.
- Moją jedyną pracą, jesteś Ty.
     Zaśmiałam się cicho. Co on chciał mi przez to powiedzieć? Samochód zatrzymał się. Wysiedliśmy pod wejściem na wieżę Eiffla. Spojrzałam na Leona, który stanął obok mnie.
- Cała dla nas. - Szepnął mi na ucho.
     Spojrzałam na niego. Serio? Zrobił to dla mnie?
- Dziękuję.
- Wszystko dla Ciebie.
- Jesteś wspaniały.
- Tylko i wyłącznie dla mojej kobiety.
     On mnie kocha! Nie wierze! Nie powiedział tego, ale ja to czuję. To spełnienie moich marzeń.
Weszliśmy do windy. Jechaliśmy w ciszy do góry. Jedną ręką cały czas mnie obejmował.
     Przytulał do siebie i mówił od czasu do czasu komplementy. Miła strona Leona Verdasa. Moja ulubiona. Dziękuję za nią.
     Winda zatrzymała się. Spojrzałam na niego. Wskazał ręką, abym wyszła pierwsza. Przytaknęłam. Opuściłam windę. Oniemiałam. Czy ja śnię?
- Niespodzianka.
- Nigdy nikt nie zrobił czegoś takiego dla mnie.
- Jestem pierwszym i ostatnim.
     Poczułam napływające łzy. To czysta bajka.
     Te stosy czerwonych róż, które zostały porozrzucane na podłodze. To wszystko wygląda tak wspaniale. Jak gdyby miał mi się oświadczyć.
     Zrobiłam parę kroków do przodu. Nie mogłam się powstrzymać. Po moich policzkach spłynęło kilka łez wzruszenia.
- Viola, nie płaczemy. - Stanął za mną. Objął mnie  w pasie.
- Nie, ja nie płaczę. - Szybko je starłam ręką.
     Podeszłam do barierki.  Ah, Paryż nocą. Jeszcze piękniejszy niż za dnia. Letni wiatr rozwiewał moje włosy. Czułam się jak w raju.
     W dodatku Leon objął mnie w tali. Czuję się nieziemsko! Przymknęłam oczy.
- Od dłuższego czasu zbieram się, aby Ci to powiedzieć. Ale ja, jak to Leon Verdas w miłości. Nie umiem zebrać się na odwagę. Gdy wyleciałaś zrozumiałem, że zanim to zrobiłaś powinienem wyznać Ci co czuję. Z racji, że jesteś w Paryżu, mieście miłości. - Przypomniał. - Wsiadłem w samolot i właśnie mówię to co powinienem już kilka tygodni temu. - Wziął głęboki oddech. - Kocham Cię. - Szepnął mi do ucha. - Kocham Cię , Violetto! - Krzyknął.
     On mnie kocha. Na reszcie przyznał się do tego. Ja też Cię kocham.
- Dziękuję, dziękuję za to wszystko. - Przytulilam się do niego.
- Kocham Cię.
- Wiem.
     Objął mnie mocniej. Spojrzał w oczy. I, pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Czuję się kochana, pierwszy raz od rozstania z A. Oderwałam się od niego. Oparłam swoje czoło o jego.
- Ja ciebie też kocham. - Szepnęłam.
- Kochasz mnie. - Szepnął. - Ty naprawdę mnie kochasz.
- A ja Ciebie. - Klepnął mnie lekko w tyłek. - Czyli jesteśmy parą, tak?
- Nie ładnie tak klepać mnie w tyłek. - Pogroziłam mu palcem. - Tak, jesteśmy parą.
- Mam się kim chwalić na instagramie.
     Zaśmiałam się.
- W prawdzie szliśmy na kolację, ale co Ty na powrót do hotelu?
- Jestem za.
- Bardzo chętna, aniołku.
- Zawsze chętna. Na ciebie.
- To dziś Ty rządzisz.
- Proszę bardzo. - Pocałowałam go.
- I to mi się podoba.
     Uśmiechnęłam się w jego stronę i wyciągnęłam z torebki swój telefon. Zrobiłam mu zdjęcie. Zaśmiałam się na widok jego miny.
- Co Ty? - Zaśmiał się.
- Chce mieć twoje zdjęcie na telefonie. - Wyjaśniłam.
- Ja mam cały folder z Twoimi zdjęciami.
     Uniosłam zdziwiona brwi do góry.
- Może kiedyś zobaczysz.
- Dzisiaj w łóżku po stosunku. - Zarządziłam.
- A to stosunek będzie?
     Przytaknęłam. A na co niby liczył? Głupek, mój głupek.
- Wracamy do apartamentu? Z mojej sypialni jest idealny widok na wieże Eiffla.
     Mruknęłam do niego.
- Ale stąd pójdziemy chce sobie zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Z tobą.
- Oczywiście, kociaku.
     Ponownie włączyłam aparat w swoim IPhonie.
- Apple. - Westchnął.
- Wiem, że nie trawisz mojej firmy, jednak ja nic na to nie poradzę.
- Ważne, że jesteśmy zakochani.
- Bardzo. - Zrobiłam nam zdjęcie w odpowiednim momencie i spojrzałam na nie. - Śliczne.
     Co się dziwić, jesteśmy razem piękni. Pokazałam szatynowi nasze zdjęcie.
- Idealne. - Zaśmiał się.
- Boże, jaki ty jesteś cudowny.
- Tworzymy idealną parę od kilku minut.
- Idealną. - Powtórzyłam i pocałowałam go.
- I to jak.
     Przed opuszczeniem wieży Eiffla, wzięłam czerwoną różę. Przyłożyłam ją do serca. Nikt jeszcze nie zrobił czegoś takiego dla mnie. Jest pierwszą osobą.
- Dziękuję. - Powtórzyłam po raz kolejny, kiedy stanął obok mnie.
- To ja Tobie dziękuję.
     Spojrzałam na niego. Niby za co?
- Dzięki Tobie zrozumiałem, żę jestem dupkiem.
     Przytuliłam się do niego.
- Nie jesteś dupkiem.
- Byłem.
- Wracajmy już lepiej. - Postanowiłam zmienić temat.


     Leon i ja od dobrych kilku godzin jesteśmy parą, ale tak już oficjalnie. Szczerze? W dalszym ciągu nie mogę w to uwierzyć, że pomimo tego wszystkiego wyznał mi miłość.  Zaskoczył mnie swoim wyznaniem.
     Owszem, miałam pewne przepuszczenia, że mnie kocha, jednak byłam przekonana, iż są to brednie.  Leon usiadł miedzy moimi nogami. Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.  W ręce trzyma swój krawat. Mój ulubiony.
- Zwiążę Cię, dobrze?
     Przytaknęłam.
- Chcesz tego?
- Tak, proszę. - Szepnęłam z podnieceniem w głosie.
     Uśmiechnął się drapieżnie. Wyciągnęłam w jego stronę swoje ręce.  Złączyłam je razem. Leon spojrzał mi w oczy, po czym wzrok przeniósł na moje nadgarstki.
     Obwiązał je swoim krawatem. Okej, a więc jestem pozbawiona rąk. Tak mi tego brakowało.
- Jeszcze nogi, co?
- Jak chcesz.
- Nie, lepiej nie.
     Przymknęłam oczy. Poczułam jego wargi na swojej szyi. Pieścił ją pocałunkami.   To mój słaby punkt. Leon doskonale o tym wiedział. Przez ten dłuższy czas zdążył się zapoznać z moim ciałem.
- Leon. - Nagle cicho jęknęłam z rozkoszy.
- Słucham, kocie.
- Jesteś cudowny.
- Wiem to.
      Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy znowu poczułam jego wargi przy swojej szyi. Jeju, on tak cudownie to robi. Został wręcz stworzony do tego.
jest idealnym kochankiem.
     Zaraz zaraz, przecież on nie jest moim kochankiem. Od paru godzin to mój chłopak i muszę się tego teraz trzymać.  Ciężko będzie. Muszę się przyzwyczaić do tego wszystkiego. Dam radę, to tylko kwestia czasu.  Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się i złączył nasze usta w pocałunku.
- Kocham Cię. - Wyjęczał w moje usta.
- Ja ciebie też kocham.
- Ja mocniej.
- Chcesz się o to kłócić?
- I to jak.
- No tak. Pan Verdas uwielbia się ze mną kłócić.
- W sądzie najbardziej.
     Zaśmiałam się na to wspomnienie. Jeszcze wtedy skakaliśmy sobie do gardeł o robiliśmy wszystko, aby upokorzyć drugą osobę.  Oboje chcieliśmy się udupić. A teraz? Nie pozwoliłabym na to.  Kochamy się. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi.  I tak pozostanie. Zaczął całować moją klatkę piersiową.
- L-leon.
     Położył rękę na moim brzuchu, która stopniowo zaczęła schodzić coraz niżej.  Cholera.Niech się zdecyduje na górę albo dół.  Jeszcze te moje związane ręce. Ludzie.  Nie wytrzymam. Doprowadzi mnie do szaleństwa w ekspresowym tempie. Dobrze przynajmniej, że mam możliwość patrzenia na niego. Gdyby pozbawił mnie i tego, zwariowałabym.  Nie wywołuj wilka z lasu. Jego ręka znalazła się nagle niebezpiecznie blisko mojej kobiecości.
     O cholercia.
- Nie, proszę. - Jęknęłam cicho.
- Co nie?
- Nie torturuj mnie tak.
- Nie torturuję.
- No nie, wcale. - Jęknęłam z sarkazmem, kiedy jego ręka wślizgnęła się pod materiał moich majtek.
     Mruknęłam cicho. Jego dłonie tam.. Ludzie.  Męka dla kobiety.
- Tak bardzo cię kocham.
- Ja mocniej.
     Znowu to samo. On nie potrafi przyznać mi racji. Będzie się tak przez cały czas ze mną wykłócać. Znienawidzę go za to. Dotknął jej. Zwariowałam.
- Boże.
     Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.  Spojrzałam na niego.
- To chyba, nie powiesz mi, że mam wchodzić bez gdy właśnie zaczął Ci się okres.
- Co? No nie. - Jęknęłam.
- Krew.  - Westchnął.
- Dlaczego teraz? No nie.
- Zapamiętam ten dzień na wieki.
- Czemu?
- Zawarcie związku, a zarazem pierwszy okres, który przeżywam z partnerką.
- Pierwszy okres. Przepraszam, że jesteś świadkiem tego.
- Nie marudź.
- Ale co nie marudź? Widzisz... To coś.
- Przynajmniej wiem, jak mam się następnego miesiaca zachować.
- A jeżeli wezmę pigułki? Nienawidzę prezerwatyw.
- Weź. - Oznajmił wzdychając.
     Przytaknęłam. Zrobię to później. Po zabawie. Tak będzie najlepiej. Leon zdjął szybko moją dolną część bielizny. Uśmiechnęłam się do niego lekko, aby go zmotywować do dalszych działań. Szatyn szybko zdjął z siebie spodnie oraz bokserki, ktore miał pod nimi.
- Chodź do mnie. - Zaśmiał się.
- Ciekawe niby jak.
- Przybliż się.
     Przybliżyłam się do niego. Było to jednak trudne przez związane ręce.
- Zapomniałem, przepraszam.
     Uśmiechnęłam się krzywo.
- Odwiążę to.
     Przytaknęłam. Było by najlepiej. Jest mi niewygodnie. Mój ukochany rozwiązał krawat. Spojrzał na nadgarstki na których dostrzegł ślady po naszej ostatniej zabawie w Los Angeles
      Widziałam ból w jego oczach.
- Ja nie czuję bólu. - Próbowałam go przekonać. - Na prawdę.
- Kupię Ci zegarek. - Szepnął.
- Nie noszę tego cholerstwa.


**//**

DUM, DUM, DUM LEONETTA <3 A to co będzie później będzie jeszcze lepsze od tego rozdziału ^^
Przepraszam za zwłokę :(

Jak zwykle nie mam pomysłu na notkę, wybaczcie!

rozdział  -> 50 komentarzy 

Nath i xAdusiax :*

niedziela, 7 czerwca 2015

15. Wykosztowałem

   

     Ciepła kawa, to idealny napój z rana. Dzięki temu będę mogła dzisiaj normalnie funkcjonować. Niespełna dziewięć godzin temu zostawiłam go. Jest mi źle. Bez niego nie istnieję. A co miałam niby zrobić innego? Rzucić pracę specjalnie dla niego? Nie. Nigdy tego nie zrobię. Apple Inc. jest dla mnie bardzo ważną instytucją. Gdybym miała wybierać pomiędzy mężczyzną mojego życia a firmą, bez zastanowienia wybrałabym swoje miejsce pracy. Mam do niej sentyment. Od dziecka odwiedzałam dziadka za biurkiem prezesa.
     Wiedziałam, że pewnego dnia zasiądę na jego miejscu. Ten dzień nastąpił w dzień moich osiemnastych urodzin. Niestety nie wspominam ich miło. Opuścił wtedy nas na zawsze. Tak bardzo za nim tęsknię.
     Odstawiłam kubek na bok. Nie mogę teraz o tym myśleć. Za niedługo mam ważne spotkanie i muszę się skupić. Chińczycy siedzą mi na głowie od dłuższego czasu. Musze zachować trzeźwy umysł. Zwłaszcza, gdy w nim siedzi Verdas. Spokojnie, Violetta. Jesteś twarda.
     Cicho westchnęłam. Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Czas na kolejny dzień w pracy. Nie mam największej ochoty, ale muszę.
     Wyciągnęłam z torebki klucze. Zamknęłam nimi drzwi. Następnie schowałam je do torebki i ruszyłam w stronę garażu. Wcześniej wyciągnęłam klucze od auta. Nagle ktoś zagrodził mi drogę. Paparazzi? Kto to jest?
     Podniosłam wzrok. No nie, tylko nie Verdas. Na cholerę mi on tu?
- Nie mam czasu. - Burknęłam i ominęłam go. Szatyn jednak złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Pocałował. Próbowałam się mu wyrwać, jednak nie mogłam. Był zbyt silny. Nienawidzę tej swojej bezsilności.
     Kiedy w końcu oderwał swoje wargi od moich, odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam. - Szepnął spoglądając w moje usta. Pokręciłam przecząco głową. - Nie kontrolowałem się.
- Nie mam czasu na rozmowę z tobą.
- Masz, proszę. - Opadł na kolana.
     Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. Wstawaj. Inaczej znowu trafimy na okładki magazynów!
- Jestem dupkiem, cholernym dupkiem. Który nie może fukcjonować bez Ciebie!
- To teraz będziesz się musiał nauczyć.
- Nie proszę! - Łkał.
     Co się z nim dzieje? Zakochał się? Nie, to nie może być prawda. On nie umie kochać.
- Wstań. - Rozkazałam mu.
- Nie. - Pokręcił głową ze łzami w oczach.
- Wstawaj.
     Nie odezwał się, ani nie drgnął.
- Okej, nie odejdę, a teraz wstawaj.
     Założył ręce na barki.
- Wstaniesz czy nie? - Warknęłam.
     Zero odzewu.
- Leon. - Chwyciłam go za ramię i podciągnęłam do góry. - Uspokój się, dobrze?
- Wybacz mi.
- Dobrze, a teraz przepraszam. - Ominęłam go i skierowałam się w stronę garażu.
     Szatyn w dalszym ciągu klęczał. Odwróciłam się w jego stronę i wywróciłam oczami.
- Co mam zrobić, abyś wstał?
     Milczał.
     Podeszłam do niego.
- Ej. - Szturchnęłam go w ramię. - Powiesz mi?
     Dalej nic.
- Leon.
     Kompletna cisza.
- Wstawaj. - Poprosiłam łagodniejszym głosem. - Mam spotkanie i się śpieszę.
     Cholera to nic nie daje!
- Ej. - Uklękłam szybko przed nim i spojrzałam mu w oczy. - Wróć do mnie. Kontrakt jest ważny, tak? Nie odchodzę od ciebie.
     Zero ruchu.
- Boże, Leon. - Westchnęłam głośno na skraju wytrzymania. Zaraz się spóźnię na spotkanie.
     Nic. Kompletna pustka. Słychać tylko śpiew ptaków.
- Leon. - Chwyciłam go za podbródek i skierowałam jego wzrok na siebie. - Nie odeszłam od ciebie, tak? Pójdę dzisiaj na tą kolację, proszę cię. - Splotłam nasze dłonie razem. - Wróć do mnie.
     Zamrugał kilka razy.
- Wrócisz do mnie. - Spytałam dla pewności?
     Niepewnie pokiwał głową. Cholera, co z nim jest?
- Co ci się stało? Źle się czujesz?
     Cisza.
- Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje. - Westchnęłam cicho i przytuliłam go do siebie. - Ale mam nadzieję, że wróci ten prawdziwy Leon Verdas.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej. - Usłyszałam jego szept.
     Nigdy więcej? Co się z nim stało?
- Spokojnie. - Pogłaskałam go po głowie. On coś planuje.
- Bałem się.
- Już, nic się nie mój. - Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. - Muszę iść. Moi ludzie już na mnie czekają.
- Nie zostawiaj mnie.
- Mam spotkanie. - Przypomniałam mu.
- Odwołaj, proszę.
- Przykro mi, nie mogę.
- Błagam.
     Pokręciłam przecząco głową. Westchnął cicho.
- Spotkamy się za parę godzin. - Pogłaskałam go po raz ostatni po policzku i wstałam.
- Dobrze.
    Uśmiechnęłam się w jego stronę delikatnie i ruszyłam w stronę garażu. Cholerny romantyk. Nie mam pojęcia co się z nim stało. Jest zupełnie inny, niż wczoraj. Czyżby aż tak zmienił się w ciągu tych paru godzin?

***

     Jasna dupa. Leon ma zaraz tu być, a nie wiem co ubrać na tą kolację. Chodzę po swojej garderobie ubrana tylko w szlafrok i nic nie wiem! Nie mam pojęcia nawet, na jaki kolor postawić. Muszę pasować pod kolor jego krawatu. Gdybym tylko wiedziała, jaki ma na sobie. Ech. Nie wytrzymam zaraz. Zwariuję i zostanę w domu. Ma jeszcze trzy sekundy!
     Wciekła zacisnęłam dłonie w pięści. Nie lubię spóźnień. Usłyszałam dzwonek. Uspokojona zeszłam na dół po schodach i podeszłam do drzwi. To on! Cicho westchnęłam i otworzyłam drzwi. Przywitałam go lekkim uśmiechem. Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam do środka swojego kochanka. Wyglądał zjawisko. W sumie to żadna nowość.
- Cześć.
- Hej.
- Takie powitania chciałbym mieć zawsze!
     Zaśmiałam się cicho. Zawsze go pobudzam. Spojrzałam na kolor jego krawatu. Śliwkowy.
- Muszę cię zostawić na chwilę samego. Czeka mnie jeszcze wybieranie sukienki.
 - Pomogę.
- Okej. Będzie zabawnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
     Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam po schodach na górę.
- Mam coś dla Ciebie.
     Odwróciłam się i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Wszystko w swoim czasie.
- No dobrze. - Weszliśmy do garderoby. Od razu zaczęłam szukać sukienki w kolorze śliwkowym. - Jak tam w pracy? Przeżyłeś?
- Ciężko było. - Westchnął. - Brakowało mi Ciebie.
     A więc zależy mu. Na mnie. To dlatego przyszedł dzisiaj do mnie i błagał o przebaczenie na kolanach. Kocha mnie. Nie, nie, nie. On mnie nie kocha. Po prostu lubi. Kocha mnie tylko i wyłącznie w łóżku.
     Znalazłam swoją ulubioną śliwkową sukienkę. Zdjęłam ją z wieszaka. Idealnie będzie pasować do krawatu Leona! Dobrałam jeszcze czarne szpilki do kompletu. Okej, mogę zacząć się przebierać.
     Stojąc w samej bieliźnie czułam się mało komfortowo w jego towarzystwie. Spojrzałam na niego i wskazałam mu drzwi.
- Nie teraz. - Szepnął. - Mam coś dla Ciebie.
- Więc daj mi to, zanim cię stąd wywalę.
- Kochanie, muszę Ci z tym pomóc. - Zaśmiał się.
     Uniosłam zdziwiona brwi do góry. Z czym pomóc? To chyba nie jest bielizna. Tak samo, jak ubranie. W takim razie co.. Biżuteria? Naszyjnik?
     Odłożyłam sukienkę i szpilki na fotel i podeszłam do niego zaciekawiona.
- A więc z czym musisz mi pomóc? - Spytałam.
     Wyciągnął z kieszeni spodni woreczek. Zaś z niego wyrzucił na rękę sznureczek z kulkami. Co?!
- Dobrze się czujesz? - Zadałam to pytanie dla pewności.
- Wspaniale.
- Jakoś tego nie widzę. - Mruknęłam ciszej pod nosem.
- Spokojnie.
     Spokojnie? Ja mam być spokojna? On chce bym włożyła kulki gejszy! Nie ma mowy! Pokręciłam przecząco głową i zrobiłam krok do tyłu. Nie, nie i jeszcze raz nie!
- Kiedy tylko będziesz chciała, wyjmiesz je, a następnie Cię przelecę.
     O kurde.
- Okej. - Mruknęłam. - Niech ci będzie.
- Dziękuje!
     Podeszłam do niego i przyjrzałam się uważnie kulkom. Są cholernie duże. I ja mam niby to nosić przez parę godzin? Ludzie.. To się nie zmieści!
- To nie jest przypadkiem za duże? - Spytałam dla pewności.
- Violetta. - Spojrzał na mnie  z poirytowaniem. - Pochwa jest rozciągliwa.
- No dobrze, ale nie wiem, ile z tym wytrzymam.
- Tyle ile zdołasz, a jeśli już będziesz chciałaś ściągnąć to pójdziemy do toalety.
- Chcesz się ze mną pieprzyć nawet w domu u swoich rodziców? Boże, to jest chore. - Szepnęłam i wzięłam od niego kulki.
- Tak chcę. Nie takie rzeczy robiło się w ich sypialni w wieku siedemnastu lat. - Zaśmiał się. - Ja je wkładam.
     Ludzie. Co on robił!?
- Rozrabiaka z ciebie.
- Seks w sypialni rodziców to moja specjalność.
- Warto wiedzieć.
     Zaśmiał się.
- Dobra, wkładaj to. Chce mieć już to za sobą.
- Majtki.
     Cicho westchnęłam i zdjęłam je z siebie.
- Pochyl się.
     Wykonałam jego prośbę i pochyliłam się. Przymknęłam oczy. Nie mam pojęcia, jakie to będzie uczucie. Przyjemne, komfortowe, czy może raczej okropne. Nigdy nie eksperymentowałam z zabawkami tego typu. Teraz mam okazje spróbować i przekonać się, jak to jest.

***

     Podeszliśmy do pojazdu. Verdas otworzył mi drzwi niczym prawdziwy mężczyzna, następnie obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Uśmiechnął się w moją stronę. Spojrzałam tylko na niego, lecz nie odwzajemniłam tego. Nie mogę. Nie umiem.
     Odwróciłam wzrok przed siebie i zacisnęłam wargi w cienką linię.
- Moi rodzice mieszkają dwanaście mil stad.
     Zapowiada się długa podróż w towarzystwie szatyna. Za jakie grzechy? Dodatkowo będę musiała stawić czoło przeciwko jego rodzicom. Muszę wiedzieć o wszystkim, zanim ich poznam.
- O czym nie mogę mówić podczas kolacji? - Spytałam nagle.
Zacisnął usta w cienką linię.
- O tym co darzyło się w Nowym Jorku, o kontrakcie, o tym dlaczego się nie uśmiechasz i o mało istotnych faktach z życia.
- Okej. - Odwróciłam wzrok w drugą stronę i otuliłam się bardziej swoim płaszczem. - Będę pamiętać.
- Musisz mieć na uwadze, pocałunki, przytulanie i miłe słówka. - Przytaknęłam. Muszę go całować. Nie powinno być to dla mnie problemem.
- A o czym warto wspomnieć?
- Rodzinie. I, nie wiem.
- Na miłe słówka z mojej strony nie licz. - Uprzedziłam to.
- Musisz.
     Pokręciłam przecząco głową. Nic nie muszę. Ty mnie do tego zmuszasz. Nawet nie ma tego w kontrakcie. Nie zmusisz mnie do tego.
- Trzymaj. - Podał mi paczkę starannie zapakowaną.
     Spojrzałam na niego zdziwiona. Co znowu?
- Otwórz.
     Przygryzłam dolną wargę zerwałam papier. Dostrzegłam mniejsze bordowe pudełeczko. Na myśl co może się znajdować w środku, przymknęłam oczy. Proszę, tylko nie cholerny pierścionek zaręczynowy. Nie, nie, nie! My nie możemy!
- Przepraszam, ale nie mogę.
- Czego nie możesz? - Zaśmiał się.
- Po prostu. Nie mogę. - Podałam mu pudełeczko.
- Ty myślałaś, że... Nie to nie są zaręczyny.
     Na szczęście!
- To.. sama zobacz. - Podał mi ponownie pudełeczko.
     Otworzyłam je. Perłowe kolczyki. Są śliczne. I dla mnie.
- Dziękuję. Są cudowne.
- Załóż je. - Uśmiechnął się.
- Dobrze. - Mruknęłam ciszej.

*** 

     Moje serce coraz szybciej bije. Za chwile stawię czoła przeciwko rodzicom Leona. Szczerze? Boję się. Nie wiem jak się zachowam. Muszę zrobić na nich dobre wrażenie. Wręcz fenomenalne. Dam radę, wszystko będzie dobrze.
- Gotowa?
     Delikatnie przytaknęłam. Otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka jako pierwsza. Zostałam przywitana przez jego rodziców. Starałam się być miłą i w miarę możliwości uśmiechać się delikatnie. Nie wiem czy umiem.
     Rodzice Leona pomimo moich przypuszczeń, okazali się być mili. Holie i Mike są wspaniałymi ludźmi.
- Louis, poznaj Violettę. - Powiedziała nagle mama mojego kochanka i wskazała lewą ręką na dość przystojnego bruneta. Uśmiechnął się w moim kierunku. Wyciągnął prawą rękę w moją stronę, która uścisnęłam. Cholera silny.
     Poczułam nagle czyjąś rękę na swojej talii. Leon. Cholerny zazdrośnik!
- Miło mi ciebie poznać. - Powiedziałam.
- Louis? - Usłyszeliśmy głos jakiejś innej osoby. W pomieszczeniu pojawiła się nagle jakaś kobieta. Ładna, szczupła brunetka podeszła do brata Leona.
- Dakota. - Usłyszałam szept Leona.
     A więc to jego była narzeczona. Nawet ładna. Ładniejsza ode mnie. Z tego co widać, jest w ciąży.
     Kątem oka spojrzałam na Leona, który stał zszokowany tym widokiem w miejscu. Kocha ją. Widać to po nim. Nie mam szans u niego.
- Witaj, Leon. - Odezwała się po dłuższej chwili i zatrzepotała zalotnie rzęsami. - Miło cię widzieć. Co u ciebie?
- Hej, Dakota. - Uśmiechnął się kpiąco. - Jak widzisz mam idealną kobietę, którą kocham z całego serca.
- Widzę. - Spojrzała na mnie, po czym znowu na swojego byłego narzeczonego. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
- I to bardzo. - Skwitował.
- Wspaniale. - Położyła prawą rękę na swoim zaokrąglonym brzuchu.
     Odwróciłam się w stronę szatyna. Szepnęłam mu kilka słów na pocieszenie. Chwilę później pocałowałam go w policzek. W ramach wdzięczności uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. Dakota i jak mu tam, brat Leona stali zszokowani. I dobrze. Niech widzą, że jesteśmy parą. E to znaczy, nią będziemy!
- Może przejdźmy już do jadalni. - Zaproponowała mama Leona.
     Pokiwaliśmy głowami.
     Weszliśmy do jadali. Pomieszczenie koloru czekoladowego wygląda na bardzo przyjemne. Po środku stał dość duży stół, na który znajdowały się wcześniej przygotowane dania. Leon jako gentleman odsunął mi krzesło. Na którym usiadłam. Lekko się skrzywiłam, kiedy przypomniałam sobie o tych cholernych kulkach.
- Spokojnie, ile wytrwasz, tyle wytrwasz. - Usłyszałam szept Leona.
     Przecież wiem o tym! Problem polega jednak na tym, że nie chcę się z tobą pieprzyć tutaj. To dom Twoich rodziców!
- Wiem. Pamiętam o tym. - Odpowiedziałam.
     Uśmiechnął się w moim kierunku. Dodatkowo fakt o moim braku majtek mnie niepokoi. Już wiem doskonale do czego jest zdolny Verdas, jeżeli nie mam bielizny.
     Na przeciwko mnie miejsce zajął Louis, który uśmiechnął się w moją stronę lubieżnie. Cholera. On jest piękny... Mogłabym go zatrudnić w swojej firmie.
     Przygryzłam delikatnie dolną wargę, kiedy poczułam rękę swojego kochanka na moim kolanie. Podwinął moją sukienkę, lekko do góry. Spojrzałam na niego speszona. Czy on zwariował? Położyłam swoją rękę na jego, aby powstrzymać przed dalszymi ruchami. Mimo wszystko olał ją.
- Leon. - Poprosiłam go.
     Pokiwał głową. Totalny idiota. W towarzystwie swoich rodziców, aby coś takiego wyprawiać?!
     Odwróciłam wzrok w drugą stronę i cicho westchnęłam. Nie myśl o tym, po prostu nie myśl.
- Violetta, gdzie pracujesz? - Zapytał ojciec Leona, Mike.
     Gdzie pracuję? To chyba powinno być im znane!
- Apple Inc. - Odpowiedziałam krótko po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z nim.
- A to Ty Leonie nie pozywałeś tej firmy?
     Proszę, tylko nie rozmawiajmy o pozwie.
- Tak. - Szatyn westchnął patrząc na mnie. - Miłość z sali sądowej.
     Ale romantycznie. Jak cholera.
     Spojrzałam na niego.
- Dokładnie.
- Trochę się wykosztowałem.
- Tylko miliard dolarów.
     Zaśmialiśmy się. Kiedy uspokoiłam się, przypomniałam sobie o jego ręce, która coraz bardziej zbliżała się do mojej kobiecości. Nie mam majtek, kurwa. Powinnam była je jednak założyć. Nie włożyłby wtedy swoich rąk. Jestem idiotką. To już fakt powszechnie znany.
     Lekko się poruszyłam na krześle z nadzieją, jednak nic z tego, Czy on nie rozumie, że to nie jest odpowiedni moment?
- Opowiedzcie jak się Wam wiedzie, i jak długo razem jesteście.
     Jak długo jesteśmy razem? Nie ustaliliśmy tego z Leonem. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Zaczęłam falę kłamstw.
- Spotykamy się już w sumie - ile trwa nasz kontrakt? - miesiąc. Jesteśmy bardzo szczęśliwi ze sobą. Wiedzie się nam wspaniale. - Odpowiedziałam.
- Leon, nie powiedziałeś nam, że masz dziewczynę. - Mówiła z żalem Holie.
     Bo Leon nie ma dziewczyn. Jestem jego dziwką.
- Tak jakoś wyszło. - Odpowiedział.
- Nie tak Cię wychowaliśmy synu.
- Już wiem dlaczego omijałeś kolacje rodzinne.
     Nie odpowiedział tym razem. To przeze mnie! Czuję się winna. Od dzisiaj ograniczymy nasze spotkania. Ale czy ja tego chcę? Nie. To będzie dla mnie wielką męką. Brakowałoby mi go.
- Violetto, planujesz zrobić sobie w najbliższym czasie jakiś urlop? Z tego co wiem bardzo dużo pracujesz. - Odezwała się nagle mama Leona.
- W przyszłym tygodniu wylatuję w delegację. Do Paryża. Można uznać to za krótką odskocznię od rzeczywistości.
     Leon spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Cholera, jest zły.
- Paryż? - Pyta rozdrażniany Verdas.
- Mam tam parę ważnych spotkań, nie złość się.
- Kiedy wylatujesz?
- W przyszłym tygodniu. - Powtórzyłam po raz kolejny. - Najlepiej rano.
- Dzień.
- Poniedziałek.
- Lecę z Tobą.
     No nie, tylko nie to. Nie pozwolę na to! To delegacja, muszę się skupić na pracy, a nie na seksie pod wieżą Eiffla!
- Proponuję wznieść toast. - Głos zabrał Pan Verdas, dzięki czemu to nieprzyjemne spięcie pomiędzy nami minęło. - Wznieśliśmy kieliszki z szampanem, do góry. - Za to, że możemy spotkać się w takim gronie. To zaszczyt ciebie poznać, Violetto.
     Zarumieniłam się. Następnie upiłam łyk szampana. Nawet dobry.
- No cóż. Mam nadzieję, że delegacja się uda. - Dopowiedziała mama Leona po upiciu szampana.
- Tak, ja tego dopilnuję. - Odpowiedział szatyn.
     O kurde. On naprawdę chce ze mną polecieć!
- To wspaniale. Cieszę się, że macie taki dobry kontakt.
     Pokiwaliśmy głowami. Przynajmniej w końcu zabrał tą rękę.
- Zaraz przyjdę. - Oświadczyłam nagle i wstałam z krzesła.
- Violetta, gdzie idziesz?
- Muszę do łazienki.
- Idę z Tobą. - Oznajmił stanowczym głosem.
     O kurde. No nie! Przeleci mnie. Kiedy ja tego nie chce. Nie mam ochoty przez te pieprzone kulki
- Dam sobie radę. - Oznajmiłam z nadzieją.
- Zaprowadzę Cię.
     Nie wypada mi robić jakiś pieprzonych scenek, muszę się zgodzić. Pokiwałam głową. Ale, niech wie, że nie oddam swojej pussy.
     Opuściliśmy jadalnie i skierowaliśmy się w stronę łazienki.
- Co Ty odwalasz? - Pyta mnie wściekłym głosem.
- A co ty odwalasz z tą swoją świerzbiącą ręką, zwariowałeś?
- Chcę Cię przelecieć palcami.
- Masz problem, ale ja tego nie chcę.
- Ty masz problem.
     Zaśmiałam się cicho. Zatrzymaliśmy się nagle przed jakimiś drzwiami. A wiec łazienka? Raczej tak. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zamknęłam je przed nim. Wygrałam! Teraz w spokoju wyjmę te kulki. Jak ja mam to zrobić? Może wystarczy pociągnąć za ten sznurek? To jak tampon?Trzeba spróbować.
- Ja to zrobię.
     Otworzyłam szerzej oczy. No nie!
- Usiądź.
     Wykonałam jego polecenie.
- Nogi do góry.
     Podniosłam je. Przymknęłam oczy. Verdas się schylił. Złapał za sznureczek. Lekko pociągnął. O ludzie, jakie to dziwne uczucie. Czuję się pusta?
     Dźwięk rozpinanego rozporka zabrzmiał w moich uszach. Co? Nie! Tylko nie to! Pokręciłam głową. Nie chcę.
- Siadaj. - Rozkazał.
- Nie. - Warknęłam.
- Kurwa, rób co mówię.
- Nie mam zamiaru.
- Jezus, proszę! - Pokręciłam przecząco. - Błagam, mam wzwód. - Westchnął.
- A ja mam to gdzieś.
- Wiesz ty co? Gdy ty będziesz błagać o stosunek, bo masz ochotę, powiem spierdalaj. - Wzruszyłam ramionami. - I dobra. - Zapiął spodnie.
     Zaśmiałam się, widząc jego minę. Odmówiłam mu. Udało mi się. Jestem wielka. I tak będzie od dzisiaj.

***

Witamy Was w niedzielny wieczór, kto by się spodziewał, że Leon pojawi się z Violettą na kolacji? Hah, było wie teorii w komentarzach ^^
Wybaczcie, ale nie mam pomysłu na notkę o tej godzinie xD

45 komentarzy -> next

Nath i xAdusiax :*